04.04.2013 22:50
Pierwsze spotkanie...
Wiosna... Złośliwi mówią że prawdopodobnie przez zbyt dużą liczbę fotoradarów idzie do nas na piechotę bo nie wyrobiła by na mandaty, z kolei złośliwi politycznie twierdzą iż z powodu uciskania przez państwo nas obywateli kolejnymi podatkami szanowna wiosna najzwyczajniej w świecie spierdoliła z naszego kraju-raju... Jakby nie patrzeć, ktoś tu z nas robi sobie jaja, zwłaszcza z motocyklistów. Jest kwiecień, na ulicach zalega śnieg, nawet nie próbuje dostać się do garażu. Od tygodnia siedzę w pokoju z kompletem opon, olejem, filtrami i całą masą innego dziadostwa do mojej Hondy. Korzystając z nadmiaru wolnego czasu zebrało mi się trochę na wspominki, w końcu rok temu już w marcu zacząłem mój pierwszy prawdziwy sezon...
CBF-e nabyłem w styczniu więc nie miałem możliwości jej
przetestowania, a sam motocykl grzecznie zimował sobie na
dywaniku w garażu u mojej rodziny. Połowa marca, sobotni poranek
i dobrze zapowiadająca się prognoza na weekend, nie mogłem jej
nie odwiedzić. Na miejscu kilka słów z rodziną i bez
zbędnych ceregieli wyciągamy sprzęt z garażu. Przekręcam kluczyk
w stacyjce, wciskam starter. Rozrusznik zamielił kilka razy i
cisza. Ponawiam akcję kilkukrotnie, nie przeginam aby na dzień
dobry nie zajechać rozrusznika. Nadal cisza. Szybka diagnoza,
zalałem go. Burza mózgów, namierzam śrubki do
spuszczania paliwa z gaźnika. Nie wiem czy to na cokolwiek się
zdało ale kręcę dalej rozrusznikiem, jednak ten rzęzi co raz
wolniej. No cóż, aku i tak wytrzymał długo. Podjeżdżam
samochodem, w ruch idą kable i Honda w końcu przemawia do nas
swoim mechanicznym głosem. W końcu wszystko co piękne rodzi się w
wielkich bólach. Zostawiam ją na chwilę w spokoju, niech
się trochę zagrzeje. Zakładam kurtkę, przez chwilę męczę się z
podwójnym D mojego kasku, jeszcze tylko rękawicę i jestem
gotowy. Im bardziej zbliżam się do niej tym bardziej jestem
podekscytowany. Wskakuje w siodło, mała przygazówka i
słowa ojca "tylko nie szalej", na co odpowiadam sobie w myślach
"spokojnie, nie robisz tego pierwszy raz...". Wrzucam jedynkę,
delikatnie ruszam, przejeżdżam kilka metrów. Hamulec,
próbuje znaleźć luz co z początku jest troche kłopotliwe.
Ruszam jeszcze raz, dojeżdżam do asfaltu i spokojnie wyjeżdżam na
drogę. Pierwsze kilometry przejeżdżam tempem dosłownie
spacerowym. Próbuje oswoić się z motocyklem. Po kilku
kilometrach zawracam, droga jest pusta. W mojej głowie zaczyna
kręcić się myśl sprawdź jak to przyspiesza. Oczywiście uległem.
Zatrzymuje się. Wrzucam jedynkę i ogień na tłoki. Z
podekscytowania zapomniałem że jedynka służy tylko do ruszania,
ze zgrzytem wrzucam dwójkę, licznik wskazuje magiczne
100km/h a świat coraz szybciej oddala się za moimi plecami. Przez
głowę przemyka mi tylko myśl "Bożeeee, jak to zapierdalaaa....",
dalej już odpuszczam i wracam do turlania się 80-tką, w
końcu nie każdy urodził się Rossim a głupio by było zakończyć
sezon po 20km. Wracam pod dom, gaszę motocykl. Zsiadam i czuję że
nogi mam jak z waty, wchodzę do domu i widzę tylko uśmiech
połączony z politowaniem. Chwila na złapanie oddechu i ruszam
dalej, jeżdżę bez celu po okolicy, pierwsze zakręty,
próby zakumania o co tak naprawdę chodzi ze słynnym
przeciwskrętem, przyspieszenie, hamowanie. Czuję że cały
mój bagaż moto doświadczeń zdobyty na motorynkach, WSK-ach
MZ-kach i chińskich pierdopędach właśnie okazuje się niczym.
Emocje... Pewnie dla każdego mistrza prostej będzie to zabawne, w końcu jak można ekscytować się jazdą na moto o mocy 57 koni... A jednak można. Bo z pierwszym własnym, pełnoprawnym motocyklem jest jak z kobietą. Tego się nie zapomina...
Komentarze : 1
Pierwsza jazda Czarną Ciuchcią też mi na długo zostanie we wspomnieniach... Zaraz po kupieniu, wyjazd od sprzedającego. Ciemno, deszcz, łysa tylna opona (na dodatek nad-wymiarowa), niewyregulowane gaźniki i linka gazu...
Pierwsza jazda w ogóle... Nic szczególnego, jakoś na zimno ją wziąłem.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (1)
- Turystyka (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)