• » RiderBlog
  • » rave1337
  • » Motorem z Amatorem, czyli bieszczadzka tułaczka - cz.4
Najnowsze komentarze
Pierwsza jazda Czarną Ciuchcią też...
no ten zakręt podobnie jak punkt w...
Drugie zdjęcie od dołu. Na tym win...
Pstrąg był smaczny w sumie pieczon...
EasyXJRider ---)> Jak zaznaczyłem,...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

17.02.2013 21:57

Motorem z Amatorem, czyli bieszczadzka tułaczka - cz.4

Dzień czwarty.
Pozornie dzień jak co dzień, śniadanie, przygotowanie motocykli, tankowanie w lokalnej stacji benzynowej składającej się z małej wiatki i drewnianej budki z kasą, skok w siodło i w drogę.  Po raz kolejny wskakujemy na Wielką pętlę i podobnie jak wcześniej grzejemy w kierunku Ustrzyk, jednak tym razem o wiele grzeczniej niż ostatnim razem, chyba ostatnia wizja przymusowego desantu w przydrożne krzaki ostudziła nieco temperament…  W Czarnej uciekamy na odcinek Małej pętli który ostatnio pominęliśmy, postanawiamy skorzystać z rady innych motocyklistów i lecimy na pstrąga do miejscowości Terka, gdzie podobno znajduje się „smażalnia przyjazna motocyklistom”. Bez większych trudności odnajdujemy nasz celu: smażalnia jest, przyjazna jest, rabat za dosiadanie o2o również… Mała rzecz a cieszy. Po krótkim dylemacie postanawiamy nie wracać na pętlę i kierujemy się na jedną z lokalnych ścieżek. Tym razem obywa się bez przygód, po raz kolejny mamy okazję podziwiać dzikość Bieszczad która chyba powoli ustępuje działalności człowieka. Na jednym z odcinków trasy zauważam kłęby białego dymu który unosi się gdzieś na skraju lasu, przy szosie widzę zaparkowane samochody, pierwsza myśl: pali się?? Zwalniamy, po chwili okazuje się że na skraju lasu znajduje się dość duża polana, a na niej ustawione są małe „budki” z kominami z których wydobywa się duża ilość dymu, z początku nie mamy pojęcia jaką funkcję pełni ów wesoły przybytek, później po rozmowie z kimś miejscowym okazuje się że najprawdopodobniej była to wypalarnia węgla drzewnego. Dalsze kilometry znowu upłynęły nam pod znakiem gór i lasów przerywanych rzadkimi wioskami .

trasa

Dzień tradycyjnie już kończymy w „Bazie…” którą zamykamy w godzinach porannych tj. mniej więcej wtedy gdy uczciwi obywatele wstają do pracy.  W związku z nocnymi trudami dzień piąty postanawiamy przeznaczyć na odpoczynek od motocykli i z wielkim bólem głowy (dotyczy sprawcy tego tekstu) ruszamy w góry na piechotę…

Trasa powrotna…  Wyskakujemy na asfalt późnym rankiem, mimo to na drogach panują pustki. Po raz kolejny pokonujemy już trochę znajome zakręty i miejscowości, w sumie szkoda że to już ostatni rozdział tej podróży.  Powoli opuszczamy bieszczadzkie ostępy a ich miejsce zaczynają zajmować pola i pastwiska na których wypasają się owieczki (i barany? :D ). Jedno z dość pokaźnych stad balowało dość blisko drogi, już z daleka rzuciły mi się w oczy dwa psy pasterskie które siedziały na środku drogi, to była chyba jakaś polska rasa, bo zamiast zabrać się do roboty wolały walić ściemę na drodze… Grzecznie zwolniłem, w końcu ciężko przewidzieć reakcje zwierzaków, na wszelki wypadek mignąłem awaryjnymi mojemu towarzyszowi jednak mój ogon chyba troche się zawiesił i niewiele brakło do bliższego spotkania trzeciego stopnia dwóch motocyklistów i psa…  Kolejne kilometry mijały spokojnie, jednak jeszcze długo nie zapomnę widoku gościa który próbował jakimś endurakiem pociągnąć wóz załadowany sianem, bardzo wesoły widok. Kolejną ciekawostkę spotkaliśmy na jednej ze stacji benzynowych. Zbieramy się do odjazdu, a tu nagle z dość ruchliwej drogi zjeżdża na stację dwóch chłopaczków w wieku góra 8-9 lat na jakimś małym quadzie (pewnie komunijny), oczywiście o kaskach nikt tutaj nawet nie słyszał. Ruszamy z parkingu,  w towarzystwie dwóch gniewnych kawalerów którzy próbują się z nami ścigać… Myślę że w tym wypadku najlepszym rozwiązaniem było by użycie kija i spuszczenie tęgiego lania… Rodzicom za brak odpowiedzialności.  Kilkanaście kilometrów dalej zaliczamy małą awarię, na światłach zauważam że z Fazera leje się płyn chłodniczy, zatrzymujemy się na pierwszym parkingu, okazuje się że jeden z węży jest pęknięty, na szczęście nie ubyło zbyt dużo płynu. Udaje nam się zdobyć „szkota” i robimy prowizoryczny opatrunek. Jedziemy dalej, mijamy Wadowice, Oświęcim i wjeżdżamy na Śląsk. Bieruń Nowy już tradycyjnie wita nas blaszaną kolejką i opuszczonym szlabanem na przejeździe kolejowym. Parę kilometrów dalej wpadamy na autostradę. Czuję w kościach że to już ostatni odcinek tej podróży, zjeżdżamy w Chorzowie, jeszcze tylko kilka kilometrów i jesteśmy w domu. Nasza pierwsza wyprawa właśnie dobiegła ku końcowi.

Komentarze : 3
2013-02-19 21:45:08 Rave1337

no ten zakręt podobnie jak punkt widokowy obok jakoś zapadł mi w pamięci :) szkoda tylko że koleiny straszne były na tym odcinku z tego co pamiętam :/

2013-02-19 10:51:25 EasyXJRider

Drugie zdjęcie od dołu. Na tym winklu (i nie tylko na tym) w zeszłym sezonie poprzycierałem podnóżki :-)

2013-02-17 22:11:40 Marcin vel Berek

Pstrąg był smaczny w sumie pieczony, ale gdy odjeżdżaliśmy polecano nam grilowanego, dlatego na pewno tam wrócimy i to w tym sezonie.

  • Dodaj komentarz